Maj jest miesiącem, w którym tradycyjnie rozpoczyna się w naszym kraju sezon żeglarski, zarówno ten śródlądowy jak i morski. Aby tradycji stało się zadość, w gronie członków i sympatyków naszego Klubu, wypłynęliśmy w dniach 14-21 maja na tygodniowy rejs po Bałtyku. Wyprawa miała charakter czysto towarzyski, realizowana wyłącznie za własne środki finansowe i w odróżnieniu od lat ubiegłych, popłynęliśmy na jachcie s/y Wodnik II, a nie jak zwykle – na
s/y Warszawska Nike. Wodnik jest jachtem drewnianym, typu Opal, szybkim, zwrotnym, ale za to cieknącym niemiłosiernie, przez co w większości koi przez cały rejs było bardzo mokro. Jacht przejęliśmy w Pucku, następnie popłynęliśmy do Gdyni po troje członków naszej dziesięcioosobowej załogi. Z Gdyni następnego dnia rano wypłynęliśmy do szwedzkiego Kalmaru leżącego w Cieśninie Kalmarskiej, oddzielającej stały ląd od wyspy Oland. W Kalmarze obowiązkowe zwiedzanie zamku, w którym w latach 1598-99 stacjonowały wojska polskie króla Zygmunta III Wazy, leżącego obok zamku bardzo malowniczego parku oraz katedry kalmarskiej szwedzkiego kościoła ewangelicko-luterańskiego, wybudowanej w drugiej połowie XVII wieku. Niestety, z braku czasu nie przepłynęliśmy pod mostem Olandzkim znajdującym się na północ od miasta. Most ten, wybudowany w 1972 roku i liczący sobie 6072 metry, przez wiele lat był najdłuższym mostem w Europie. Obecnie najdłuższym mostem europejskim jest most nad Cieśniną Sund, łączący duńską Kopenhagę ze szwedzkim Malmo i mierzący 7845 metrów. Po jednodniowym postoju w Kalmarze popłynęliśmy na duński Bornholm, do maleńkiego, malowniczego miasteczka Allinge. W drodze powrotnej, obowiązkowo trzeba było na choć kilka godzin wpłynąć na Christianso, najładniejszego archipelagu wysp w tej części Bałtyku. Na granitowych skałach, XVII wieku Duńczycy wybudowali warowną twierdzę, przemienioną z czasem w ciężkie więzienie i miejsce zsyłki. Obecnie Christianso jest głównie dużą atrakcją turystyczną, a na okalających je mniejszych wyspach znajduje ścisły ptasi rezerwat. Z Christianso, z powodu braku wiatru – głównie na silniku popłynęliśmy na wschód, do Władysławowa, gdzie zakończyliśmy naszą wyprawę. W ciągu tygodnia przepłynęliśmy 480 mil morskich (ok. 890 kilometrów), przy temperaturze powietrza tylko rzadko przekraczającej 10º C. Rejs odbył się dzięki determinacji i zaangażowaniu dziesięciu osób, które przedkładają żeglarstwo morskie nad choćby średnie warunki bytowania i wygody i którzy nie boją się pływać w „nieco” wilgotnych ubraniach przy odczuwalnej w nocy temperaturze około 0ºC. W sumie – udany rejs z ciekawymi ludźmi.
Fot. – Tomasz Gumiński i Krzysztof Kwapiszewski