-
Strona główna
- Żeglarstwo
ŻEGLARSTWO
O żeglarstwie
Niepełnosprawni swoje pierwsze międzynarodowe zawody żeglarskie zorganizowali w Szwajcarii w 1980 roku. Osiem lat później powołano do życia Międzynarodową Federację Żeglarzy Niepełnosprawnych, która odtąd koordynuje regaty międzynarodowe. W Polsce od 10 lat działa Polskie Stowarzyszenie Żeglarzy Niepełnosprawnych i mniej więcej od tego czasu niepełnosprawni mogą uprawiać swój sport w sposób sformalizowany.
- Szczegóły
- Odsłony: 2587
Maj jest miesiącem, w którym tradycyjnie rozpoczyna się w naszym kraju sezon żeglarski, zarówno ten śródlądowy jak i morski. Aby tradycji stało się zadość, w gronie członków i sympatyków naszego Klubu, wypłynęliśmy w dniach 14-21 maja na tygodniowy rejs po Bałtyku. Wyprawa miała charakter czysto towarzyski, realizowana wyłącznie za własne środki finansowe i w odróżnieniu od lat ubiegłych, popłynęliśmy na jachcie s/y Wodnik II, a nie jak zwykle – na
s/y Warszawska Nike. Wodnik jest jachtem drewnianym, typu Opal, szybkim, zwrotnym, ale za to cieknącym niemiłosiernie, przez co w większości koi przez cały rejs było bardzo mokro. Jacht przejęliśmy w Pucku, następnie popłynęliśmy do Gdyni po troje członków naszej dziesięcioosobowej załogi. Z Gdyni następnego dnia rano wypłynęliśmy do szwedzkiego Kalmaru leżącego w Cieśninie Kalmarskiej, oddzielającej stały ląd od wyspy Oland. W Kalmarze obowiązkowe zwiedzanie zamku, w którym w latach 1598-99 stacjonowały wojska polskie króla Zygmunta III Wazy, leżącego obok zamku bardzo malowniczego parku oraz katedry kalmarskiej szwedzkiego kościoła ewangelicko-luterańskiego, wybudowanej w drugiej połowie XVII wieku. Niestety, z braku czasu nie przepłynęliśmy pod mostem Olandzkim znajdującym się na północ od miasta. Most ten, wybudowany w 1972 roku i liczący sobie 6072 metry, przez wiele lat był najdłuższym mostem w Europie. Obecnie najdłuższym mostem europejskim jest most nad Cieśniną Sund, łączący duńską Kopenhagę ze szwedzkim Malmo i mierzący 7845 metrów. Po jednodniowym postoju w Kalmarze popłynęliśmy na duński Bornholm, do maleńkiego, malowniczego miasteczka Allinge. W drodze powrotnej, obowiązkowo trzeba było na choć kilka godzin wpłynąć na Christianso, najładniejszego archipelagu wysp w tej części Bałtyku. Na granitowych skałach, XVII wieku Duńczycy wybudowali warowną twierdzę, przemienioną z czasem w ciężkie więzienie i miejsce zsyłki. Obecnie Christianso jest głównie dużą atrakcją turystyczną, a na okalających je mniejszych wyspach znajduje ścisły ptasi rezerwat. Z Christianso, z powodu braku wiatru – głównie na silniku popłynęliśmy na wschód, do Władysławowa, gdzie zakończyliśmy naszą wyprawę. W ciągu tygodnia przepłynęliśmy 480 mil morskich (ok. 890 kilometrów), przy temperaturze powietrza tylko rzadko przekraczającej 10º C. Rejs odbył się dzięki determinacji i zaangażowaniu dziesięciu osób, które przedkładają żeglarstwo morskie nad choćby średnie warunki bytowania i wygody i którzy nie boją się pływać w „nieco” wilgotnych ubraniach przy odczuwalnej w nocy temperaturze około 0ºC. W sumie – udany rejs z ciekawymi ludźmi.
Fot. – Tomasz Gumiński i Krzysztof Kwapiszewski
- Szczegóły
- Odsłony: 2447

Wypływając z Władysławowa, skierowaliśmy się do Kalskrony – dawniej największej bazy szwedzkiej marynarki wojennej na Bałtyku. Obecnie nie ma tam już tak dużego nagromadzenia militarnej floty, a o dawnej morskiej świetności Szwedów przypominają głównie liczne fortyfikacje na podejściu do portu, oraz ciekawe muzeum marynarki wojennej. Z Kalskrony popłynęliśmy na południe, do duńskiego Nexo na Bornholmie, a następnie po raz kolejny na północ – na miniaturowy archipelag duńskich wysepek, zwany od największej jego wyspy - Christianso. W Nexo byliśmy zaledwie kilka godzin, tyle tylko aby zdążyć szybko przespać się bez bujania w porcie i skorzystać z bezpłatnej toalety (niestety tylko z zimną wodą). Za to na słonecznym Christianso spędziliśmy całe pół dnia spacerując wśród kamiennych umocnień dawnej duńskiej twierdzy i podziwiając niezwykłą malowniczość skalistego archipelagu. Z Danii wyrus
zyliśmy w drogę powrotną do Polski. W pierwotnych planach miejscem wymiany załogi miała być Gdynia, jednak po drodze musieliśmy zawinąć do Ustki w celu uzupełnienia paliwa. Ustka przywitała nas bardzo gościnnie – słońcem, ciepłem i miejscem postoju przy odremontowanym głównym nabrzeżu. Niestety, nie wiadomo z jakich powodów w Ustce zlikwidowano portową stację benzynową i w tej sytuacji ponad sto litrów ropy musieliśmy w kanistrach dowozić do jachtu zwykłą taksówką. Oczywiście kosztowało nas to wiele straconego czasu i w efekcie zamiast popłynąć na zmianę załogi do Gdyni, musieliśmy skrócić nieco planowaną trasę i zakończyć pierwszy etap rejsu ponownie we Władysławowie.
Z prawie kompletnie nową załogą, w której z poprzedniego składu pozostały zaledwie dwie osoby, popłynęliśmy ponownie na północ. W naszych zamierzeniach pierwszym portem rejsu miała być litewska Kłajpeda, niestety silny wschodni wiatr, skręcający lekko ku południowowschodniemu, skutecznie uniemożliwił nam ten kierunek wyprawy. Wykorzystując istniejący wiatr popłynęliśmy na północ, omijając od zachodu szwedzką Gotlandię, by po czterech dniach orania Bałtyku zawinąć do Mariehamn – stolicy archipelagu alandzkiego. Mariehamn jest prawdziwym fińskim kurortem, do którego w okresie letnim zawija dziennie kilkanaście promów. Po sezonie, który na Alandach kończy się w połowie sierpnia, Mariehamn staje się pełnym uroku małym miasteczkiem, w którym tempo życia nagle zwalnia, a sklepy kuszą głębokimi przecenami i wyprzedażami. W zatłoczonym latem do granic możliwości porcie jachtowym, w drugiej połowie sierpnia robi się nagle pusto i kameralnie, a opłaty za postój jachtu spadają o połowę. W takim miejscu i w takich warunkach aż chce się wypoczywać po trudach zmagania z morzem. Z Mariehamn, poprzez Morze Alandzkie i szwedzkie szkiery popłynęliśmy do Sztokholmu. Wprawdzie w planach była Ryga, uznaliśmy jednak, że Sztokholm jest dla nas o wiele bardziej atrakcyjnym miejscem. Doba w stolicy Szwecji to niezwykle mało, jednak i w tak krótkim czasie można choć pobieżnie poznać dzienne i nocne uroki
pełnego zabytków miasta. Ze Sztokholmu, ponownie szkierami, udaliśmy się na wschód, po drodze na kilka godzin zatrzymując się w twierdzy Waxholm, broniącej przed laty morskiego podejścia do Sztokholmu. Po wyjściu z malowniczych szkierów złapał nas sztorm. Wiało dość mocno, a siła wiatru przekraczała momentami 8 w skali Beauforta. Dla wygody i bezpieczeństwa schroniliśmy się w porcie Farosund. Port nosi nazwę od cieśniny Farosund oddzielającej szwedzkie wyspy Gotlandię i Faro. W zasadzie w porcie nie ma żadnych ciekawostek Maleńkie miasteczko, kilka sklepików i bezpłatny prom na wyspę Faro – oto wszystkie miejscowe atrakcje. Następnego dnia po sztormie prawie nic nie pozostało i z braku wiatru, na silniku, popłynęliśmy „ na drugą stronę Bałtyku, do łotewskiego Ventsplis. Miasto to w okresie słusznie minionej epoki, było znaczącym portem radzieckiej marynarki wojennej. Obecnie jest to nieco podupadająca miejscowość, w której czas się zatrzymał i która nie bardzo ma pomysł na wyk
orzystanie posiadanej znacznej infrastruktury portowej. Wprawdzie nowy terminal gazowy wprowadził pewne ożywienie w porcie, jednak i tak znaczna cześć portu wydaje się niszczeć w bezruchu. Ventspils był ostatnim naszym portem trzytygodniowego rejsu, z Łotwy busem wróciliśmy do Warszawy. Ogółem, w okresie trzech tygodni, jacht przepłynął łącznie ponad 1200 mil morskich, spędzając w morzu ponad 330 godzin. Tegoroczne rejsy mogły zostać zrealizowane dzięki wsparciu udzielonemu nam przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
- Szczegóły
- Odsłony: 2153


Pierwszy z nich, w terminie 7-14.VIII.br. planowany jest na trasie Władysławowo – Kalskrona (Szwecja) – Gdynia.
Drugi rejs (14-28.VIII.br.) odbędzie się na trasie Gdynia – Kłajpeda (Litwa), Hanko (Finlandia) lub/i Tallin (Estonia) – Ventspils.
Na obu rejsach mamy jeszcze wolne miejsca dla osób niepełnosprawnych posiadających dysfunkcję narządu ruchu (w znacznym stopniu mobilnych i samodzielnych) lub wzroku (niedowidzących) oraz słuchu (niedosłyszących).
Pierwszeństwo w udziale w rejsach mają członkowie naszego Klubu oraz osoby posiadające doświadczenie żeglarskie (patenty).
|Zainteresowanych prosimy o kontakt pod nr tel. 22 826 54 10 (Krzysztof Kwapiszewski) lub Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Rejsy realizowane będą dzięki pomocy udzielonej nam przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
UWAGA - w chwili obecnej (4.VII) wszystkie wolne miejsca zostały już zajęte.
Zgłaszających się zainteresowanych zapisujemy na listę rezerwową
- Szczegóły
- Odsłony: 2651
Z końcem sierpnia dobiegł końca trzytygodniowy integracyjny żeglarski rejs morski zorganizowany przez nasz Klub. W skład dwunastoosobowej załogi wchodziło sześć, a praktycznie siedem, osób niepełnosprawnych, a ponadto połowę załogi stanowiła płeć piękna. Nasza ekipa była chyba jedną z niewielu polskich załóg (jeśli być może nie jedyną), w której wszyscy posiadali patenty żeglarskie, a w przypadku tylko jednej osoby było to pierwsze w życiu żeglarskie wyjście w morze. W naszych ambitnych planach mieliśmy dotarcie na koniec zatoki Botnickiej, aż do Kemi – najbardziej na północ wysuniętego portu Bałtyku, skąd drogą lądowa chcieliśmy udać się na nieodległe stamtąd koło podbiegunowe. Niestety, na przeszkodzie realizacji podjętych działań stanęły wyjątkowo niesprzyjające warunki atmosferyczne. Jak na ironię, sztorm dopadł nas prawie w tym samym miejscu co w roku ubiegłym - na Morzu Botnickim, przed przejściem na Kwarki - w okolicach fińskiego portu Vasa. Niestety, i tak jak rok wcześniej po dobie sztormowania , z powodu braku wystarczającej rezerwy czasowej, musieliśmy niestety zawrócić na południe. Rejs ten od samego początku nie całkiem układał się po naszej myśli. Z powodów zaistniałych problemów technicznych jachtu,
Warszawską Nike, zamiast w Gdyni, przejęliśmy w Łebie, co dodatkowo wydłużyło planowaną trasę. Aby maksymalnie zaoszczędzić czas, z Łeby wykonaliśmy gigantyczny skok aż za Alandy, do maleńkiego fińskiego portu Uusikaupunki Nystad. Po drodze „zaliczyliśmy” nocne przejście przez bardzo trudny nawigacyjnie archipelag alandzki. Na obszarze tym znajduje się około 6.500 wysp i wysepek z czego tylko niespełna 30 z nich jest na stałe przez Finów zamieszkałych. W praktyce tych wysp i wysepek jest znacznie więcej, fińskie przewodniki wspominają nawet o 100.000, lecz tylko około 6.500 największych z nich posiada swoje nazwy. Wpływanie jachtem w ten niekończący się skalisty labirynt bez bardzo dobrych, aktualnych map, oraz bez posiadania pewnego doświadczenia w prowadzeniu tego typu nawigacji, w dużym stopniu grozi zakończeniem rejsu na skałach . Po krótkim postoju w Uusikaupunki Nystad ruszyliśmy dalej na północ z pełna wiarą na dotarcie do Kemi. Neptun jednak i tym razem okazał się nieprzejednanym, zsyłając na nas zimno, sztorm i silne opady. Nasze wielogodzinne próby przebicia się do fińskiego portu Vasa zakończyły się niepowodzeniem i w tej sytuacji, mając za sobą przebyte ponad 2/3 planowanej trasy, zawróciliśmy na południe aż do Mariehamn – stolicy Alandów. Zatłoczony zwykle do granic możliwości port jachtowy w Mariehamn, tym razem zastaliśmy niemal całkowicie wyludniony. Powód - dziesięć dni wcześniej w Finlandii zakończył się sezon żeglarski przez co w drugiej połowie sierpnia nikt tam w zasadzie nie pływa – no chyba, że są to Polacy. My pływamy praktycznie zawsze i wszędzie i to nawet w bardzo trudnych warunkach. W Mariehamn znaleźliśmy wreszcie czas i możliwość na typowe uciechy lądowe – prysznic, sauna, zakupy i zwiedzanie połączone z leniwym włóczeniem się po mieście. Po dwóch dniach zasłużonego wypoczynku przeskoczyliśmy na nieodległą drugą stronę Bałtyku i ponownie szkierami udaliśmy się do Sztokholmu. Tak się
jakoś dziwnie złożyło, że przez szwedzkie szkiery płynęliśmy tradycyjnie już ciemną nocą, tak aby do stolicy Szwecji dopłynąć o świtaniu. W Sztokholmie spędziliśmy zaledwie 24 godziny, wystarczyło więc czasu zaledwie na dokładne zwiedzanie muzeum Vasa, i bardzo krótki nocny wypad „w miasto”. Naszym kolejnym portem miała być Kłajpeda, tak mile przez większość załogi kojarzona z zeszłorocznym rejsem. Niestety i tym razem przeciwności losu okazały się nie do pokonania. Wszystko zgodnie z planem szło do Forosundu, cieśniny położonej na północnych krańcach wyspy Gotland. Po wyjściu z cieśniny dalsza drogę zagrodził nam wiatr wiejący tradycyjnie w tym rejsie z maksymalnie niekorzystnego kierunku. Po dwóch dobach mało efektywnego wspinania się pod wiatr musieliśmy spasować i zamiast do Kłajpedy zawinęliśmy do Władysławowa. Stąd, po dobie postoju, czekał nas już tylko mały przeskok na silniku do Gdyni, miejsca zakończenia trzytygodniowego rejsu. W sumie, w trakcie rejsu przepłynęliśmy aż 1418 mil morskich, czyli około 2526 kilometrów, spędzając łącznie 341 godzin w morzu. Tegoroczna wyprawa mogła dojść do skutku dzięki finansowemu wsparciu udzielonemu nam przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych oraz przez Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych START (środki Ministerstwa Sportu i Turystyki). Za rok najprawdopodobniej ponownie popłyniemy w morze, choć cel jest jeszcze absolutnie nie znany.
Zdjęcia autorstwa Joanny Lachety, Tomasza Soleckiego i Krzysztofa Kwapiszewskiego.


